Wjechaliśmy do miasta od strony ulicy Kujawskiej. (…) Most Bernardyński wysadzony był w powietrze, pontonowego jeszcze nie położono, po przeciwnej stronie rzeki szczekały cekaemy, niebo czerwieniało od pożarów, lecz miasto istniało, było!
Poszliśmy ulicą Długą w kierunku Starego Rynku… Tu jasno było od płomieni jak w biały dzień. Spojrzałam przed siebie. Nie mogłam się zorientować, gdzie właściwie się znajduję. Wąska uliczka Mostowa, wiodąca do placu Teatralnego, została zburzona. Kompletnie odmienił się obraz całego śródmieścia. Kościół, który stał na Starym Rynku, tym Rynku, gdzie odbywały się publiczne egzekucje podczas i po Krwawej Niedzieli – zburzony. Inne miasto miałam w pamięci, inne zobaczyłam teraz. Uwagę moją przykuł pożar, jaskrawszy niż wszystkie dookolne. Zanim pojęłam, co się pali, znalazłam się nad brzegiem Brdy. Mojej ukochanej Brdy. I tu most był zerwany. Most, Plac Teatralny? Czyli to, co przede mną płonie, to… teatr?! Mój teatr!!! Wrażenie było tak silne, że straciłam świadomość tego, co się dookoła mnie dzieje.
Nie wiem, jak długo tak stałam, chwilę czy wieczność. Podobno lotnik, gdy spada z nieba w otchłań ziemi, jak na przyspieszonej taśmie filmowej widzi całą swoją przeszłość. Ja tu, na tym zerwanym moście, ujrzałam też to wszystko, co było i już nie wróci… Mój debiut, moje role…