Skarb bydgoski. W jego skład wchodzą liczne precjoza, w tym urzekające pontaliki (ozdobne aplikacje naszywane na odzież), srebrne i złocone guzy (dawny odpowiednik dzisiejszych guzików), gustowne pierścionki, grawerowane złote obrączki, 2 srebrne medaliony, srebrne łańcuszki, dewocjonalia, a nawet amulet – „wilczy kieł”. Część numizmatyczną skarbu stanowi 486 złotych monet z mennic rozsianych po kontynencie europejskim, a nawet z Azji i Afryki – Imperium Osmańskiego. Wśród tak licznej grupy są dukaty polskie, Rzeszy Niemieckiej, Austrii, Węgier, Anglii, Danii, Szwecji, Hiszpanii i najliczniejsze – dukaty i dwudukaty Niderlandów Północnych. Ich masowy napływ na tereny Rzeczypospolitej datuje się od początku wieku XVII i ma charakter niebywale obfity. Nic dziwnego zatem, że i w skarbie bydgoskim dukaty niderlandzkie tak bardzo dominują, tym bardziej, że jednym z głównych kanałów przemieszczania się złota niderlandzkiego na rodzimy rynek był handel zbożem. A przecież jednym z głównych pośredników w tym procesie była Bydgoszcz, która na handlu rzecznym zbudowała swój dobrobyt i wysoką pozycję wśród miast Korony, którą zniszczył dopiero szwedzki najazd podczas II wojny północnej. Najstarsze spośród monet w bydgoskim depozycie datowane są na schyłek wieku XV i początek wieku XVI. Natomiast najmłodsze to egzemplarze z roku 1652, a wśród nich pięknie zachowany dwudukat Jana Kazimierza z mennicy w Poznaniu. Nie wiemy obecnie, co takiego zmusiło właściciela skarbu do ukrycia swoich kosztowności. Nie wiemy kim był, kiedy dokładnie depozyt złożył pod posadzką bydgoskiego kościoła farnego, ani czemu nigdy go nie podjął. W sferze spekulacji pozostać musi, czy to zagrożenie szwedzkie z roku 1655, które tak bardzo doświadczyło Rzeczpospolitą, zdeterminowało poczynania właściciela skarbu. Wiele pytań pewnie już na zawsze pozostanie bez odpowiedzi. Jak na prawdziwy skarb przystało tajemnica to część jego natury, a co za tym idzie wrota do wyobraźni, która niczym nieograniczona niekoniecznie musi stać w opozycji do faktów. Trafnie ujął to Jan Józef Szczepański: „ ... ostatecznie świat Dickensa czy świat Edgara Allana Poe ma dla nas byt rzeczywistszy niż potwierdzone dokumentami dzieje królestw, zamarynowane w tomach dzieł historycznych. Fakty można magazynować na sucho. Nie mają zapachu i smaku lub tracą je prędko, jeśli postępować z nimi higienicznie. Inaczej jest z przygodami wyobraźni i serca...”1 Jednego możemy być pewni – skarb bydgoski pod wieloma względami nie ma sobie równych w naszym kraju, a i na tle europejskim jest jednym z bardziej okazałych. Takie nagromadzenie złota i srebra pod postaciami monet i przedmiotów sztuki jubilerskiej, to rzecz wyjątkowa. W kontekście polskim brak jakichkolwiek analogii. Pewnym odniesieniem może być skarb z Koszyc na Słowacji, na który również składają się wyłącznie złote monety (dużo więcej, niż w Bydgoszczy, bo aż niemal 3000), ukryte w 2 połowie XVII wieku, ale brak mu takiej różnorodności kosztowności (1 łańcuch), jak w przypadku bydgoskim. Czy zatem skarb bydgoski należał pierwotnie do kogoś wyjątkowego? Wyjątkowo majętnego? Wydaje się, że z całą pewnością majętnego, ale o dziwo – nie przesadnie majętnego. To raczej nie był zasób magnacki. Jego charakter, biorąc pod uwagę wartość, bardziej pasuje do zamożnego kupca lub mieszczanina, a przecież takich, jak wiadomo, w siedemnastowiecznej Bydgoszczy, zanim dotknął ją najazd szwedzki, nie brakowało.Taki majątek nietrudno sobie też wyobrazić w rękach bogatego szlachcica. Andrzej Mikołajczyk analizując zasoby pieniężne mieszczan poznańskich w testamentach z lat 1552-1635 wskazuje na przykład Błażeja Jezierskiego, rzeźnika, który poza monetami srebrnymi był też posiadaczem 312 dukatów oraz Wojciecha Rachowicza, pisarza miejskiego, właściciela 170 dukatów i całej masy monet srebrnych.2 Dla porównania: referendarz koronny i starosta trembowelski w pierwszej połowie XVII wieku Piotr z Ossy Ożga trzymał w skrzyni 8000 dukatów, 270 portugałów 20- dukatowych, 700 duplonów, 1000 złotych dzieng moskiewskich i 2000 talarów (!)3. J. K.